28 stycznia 2020, 22:09
Moje życie nie było ostatnio usłane różami, wiele problemów, trudności, morze wysłanych łez. W tych trudnych chwilach nie byłam zawsze sama, to fakt. Miałam wiele wsparcia, którego potrzebowałam. Choć bywaly też sytuację, że chciałam udowodnić salemu światu, że jestem twarda i nikogo nie potrzebuje, że ze wszystkim świetnie sobie radzę. Była to bardziej maska by uciec nie pokazywać tego, że płaczę, że jest mi ciężko, że tak poprostu chciałam mieć kogoś przy sobie, kto przytuli mnie i powie nie martw się jestem i zawsze będę.
Faktycznie już teraz się nie boję, że z czymś sobie nie poradzę. Dam radę, ale potrzeba bliskości zawsze we mnie będzie...
Gdy uklalam z kimś przyszłość planowałam marzyłam i zylam tym, dawało mi to radość, szczęście uśmiech, dawało nadzieję... To wtedy zeszłam na Ziemię. I to bardzo mocno.. Bo gdy to wszystko można było zacząć realizować i cieszyć się tym, to zostały tylko wspomnienia. Pojawi się brak czasu, sprzeczki, przykre słowa, a to na co tak czekałam zaczęło się oddalać.. Uświadomiłam sobie ze cuda nie istnieją. A jeżeli ktoś tylko mówi, a nic nie robi to nagle to się nie zmieni. To w co wierzyłam rozpadło się. Teraz muszę skupić się na sobie. Na tym żeby ułożyć sobie w głowie wszystko od nowa.
Jest to dla mnie strasznie ciężkie i bolesne, bo serce nie potrafi zapomnieć, a z głowy nie da się wyrzucić kogoś kto jest całym Twoim światem. Kimś wyjątkowym. Nie da się zapomnieć, trzeba się z tym pogodzić. Kiedyś była ta pewność teraz... Nie ma nic tylko pustka i zimne łzy.
Kolejna lekcja w moim życiu. Bardzo bolesna, ale już nie pozwolę nikomu skrzywdzić się. Nigdy.